Nastapila korekta planu. Leszek zadecydowal, ze nalezy nam sie dzien odpoczynku.
Wczoraj do snu ukolysal nas szum potoku splywajacego z lodowca. Wstalismy dopiero jak w dolinie zaswiecilo sloneczko czyli mniej wiecej pietnascie po dziewiatej. Musielismy z Piotrkiem zwinac namiot, bo w gore zabieraja go Monika, Heniek i Krzysiek. Rozstawilismy mniejszy i pozniej wiekszosc z nas (oprocz Henka, Leszka i Krzyska) poszla do hotelu Hotel Plaza de Mulas. A tu: goraca kapiel (10 US$) , telefon satelitarny (1 US$ za minute), pizza, cola i herbatka z cytrynka. Zastanawiamy sie jak rozegrac jutrzejszy dzien - czy idziemy do Plaza Canada czy od razu do Nido de Condores. Generalnie skorzystamy z tragarzy, ktorzy wyniosa nam namioty i moze jeszcze czesc ekwipunku.
czwartek, 21 stycznia 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
2 komentarze:
Nareszcie. Piękne zdjęcia! I cieszymy się że u WAS wszystko ok. U nas też. Co dzień sprawdzamy co u Ciebie słychać i ciągle nam mało wiadomości. Zazdroszczę Ci tych przeżyć, widoków i dreszczyku emocji który pewnie odczuwasz. Wow ale przygoda.
Biwak jak na Księżycu!
Prześlij komentarz